Alexander Ashweather |
|
| Machnąłem sprzedawcy na pożegnanie i wyszedłem z piekarni. Uśmiechając się lekko pod nosem, ugryzłem ciepłą bagietkę. Tak zaczynałem każdy poranek. Dochodząc do szkoły, kończyłem śniadanie. Kiwałem głową do znajomych, od czasu do czasu rzucając krótkie "hej". Potem dochodziłem do szafki, przeciągałem się i brałem potrzebne książki. Dziś, zanim zdążyłem włożyć kluczyk do zamka, ktoś klepnął mnie w ramię. Odwróciłem się. - Siema. Przede mną stał mój przyjaciel, Sam. Jego wysoka i chuda sylwetka z wąskimi biodrami i do tego ta szopa brązowych loków wyróżniała się w tłumie. Ciemne oczy wyrażały ciekawość. - Słyszałeś, że chemik poszedł na emeryturę? - wyrzucił z siebie szybko, aż mu się czupryna zatrzęsła. - Podobno zatrudnili na jego miejsce jakąś laskę. Opadła mi szczęka. Uniosłem brwi, nie mogąc uwierzyć. - Poważnie? - Z jakiegoś powodu nie ucieszyłem się. - Nie jestem pewien, czy to pomoże... - mruknąłem. - Tamtego gościa przynajmniej znałem na wylot i jego sposób myślenia i w jaki sposób układa sprawdziany i... - Alec, nie panikuj - ostrzegł mnie Sam, chwytając mnie za ramiona. - Mamy razem chemię na 1 godzinie, nie? Pamiętaj, jestem z tobą. Skrzywiłem się kwaśno. - To brzmi, jakbym miał iść na śmierć. Sam parsknął śmiechem. - Kto wie? Pokręciłem głową ze zrezygnowaniem. To miała być pierwsza zmiana w moim życiu, choć najmniej znacząca.
|
| |